Z wielką satysfakcją pragnę poinformować, że w poniedziałek 8. grudnia, podczas Uroczystej gali w hotelu Intercontinental w Warszawie, z rąk Ministry Nauki i Szkolnictwa Wyższego Leny Kolarskiej-Bobińskiej oraz Prezesy Polskiej Agencji Prasowej Lidii Sobańskiej odebrałem przyznane przez kapitułę nagrody „Popularyzator Nauki 2014” pod przewodnictwem prezesa PAN, prof. Michała Kleibera WYRÓŻNIENIE SPECJALNE dla Redakcji „Uranii-Postępów Astronomii”:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/rozstrzygnieto-konkurs-pap-i-mnisw-dla-popularyzatorow-nauki/vszhy
W uzasadnieniu podkreślono m.in. ponad 90-letnią służbę Uranii w przekazywaniu treści astronomicznych szerokim rzeszom społeczeństwa. Chciałbym podziękować i wszystkim P.T. Redaktorom i Współpracownikom Redakcji z czasów mojego kierowania Uranią w latach 2012-2014. Każdy z Was ma swoją cząstkę przyczyniającą się do tego sukcesu.
Niezwykłym zbiegiem okoliczności, przyznanie nagrody zbiegło się z wydaniem Uranii, prezentującym już na okładce jeden z poszukiwanych, legendarnych zeszytów Uranii z roku 1920, a także jej zmartwychwstaniem po pożodze wojennej w 1945 roku. W ten sposób udało się przedłużyć historię Uranii o dwa lata, czyniąc z niej jednego z liderów spośród najdłużej ukazujących się tytułów popularyzujących astronomię na świecie.
Z tej perspektywy, nie można nie oddać honorów kilku pokoleniom redaktorów i współpracowników Uranii podczas jej blisko stuletniej historii, poczynając od późniejszych profesorów Jana Mergentalera, Felicjana Kępińskiego i nastoletnich entuzjastów astronomii, którzy wkrótce zrzeszyli się w przyszłym PTMA i będą wraz z zawodowymi astronomami przez całe dekady strzec wysokiego poziomu czasopisma. Nie sposób nie wspomnieć Profesora Stefana Piotrowskiego, założyciela wydawanych przez PTA, o 40 lat młodszych od Uranii, Postępów Astronomii, a także mojego poprzednika, Andrzeja Woszczyka, który podjął się ryzyka fuzji obydwu czasopism. To Ich praca i pasja, przeprowadziła Uranię przez te 10 historycznie wyboistych dekad i z Nimi również chciałbym podzielić się dzisiejszym sukcesem, w szczególności z Adamem Strzałkowskim, Andrzejem Kajetanem Wróblewskim i Krzysztofem Ziołkowskim z Uranii, a także Tomaszem Kwastem z Postępów Astronomii i pomysłodawczynią ich nowej formy (którą przejęła dzisiejsza Urania) Bożeną Czerny. Ale nie byłoby dzisiejszej nagrody gdyby nie rzesza znakomitych Autorów, że wspomnę tylko swojego mentora od najmłodszych lat, Włodzimierza Zonna. Wszystkim dziękuję, gratuluję i dedykuję dzisiejszą nagrodę!
Żadne czasopismo nie mogłoby przetrwać bez Czytelników. Wielu nam wiernie towarzyszy i znosi permanentne opóźnienia od 1945 roku. To Członkowie Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii i Polskiego Towarzystwa Astronomicznego, innych stowarzyszeń, klubów i fundacji działających na rzecz astronomii oraz niezrzeszonych entuzjastów własnych obserwacji i amatorów ambitnej lektury. Mam nadzieję, że wytrwają z Uranią kolejne sto lat!
Na uroczystość wybraliśmy się we troje: Bożena Czerny, która kandydaturę Uranii zgłosiła, Krzysztof Czart, który jako dziennikarz PAP konkurs od dekady śledzi, i ja, jako „wysokiej rangi reprezentacja pisma”, czego domagali się organizatorzy. Nie do końca dowierzaliśmy, że rzeczywiście zostaniemy wyróżnieni, więc trzymaliśmy sprawę w tajemnicy. I rzeczywiście nie obyło się bez emocji, gdy w kategorii „media”, w której byliśmy nominowani, nagrodę otrzymał (i słusznie) Piotr Cieśliński z Gazety Wyborczej.
Nasze wyróżnienie zostawiono na finał całego wieczoru. Powiedziałem wtedy do licznej publiczności: – Jako astronom czuję się spełniony! Dziś jestem szczęśliwy, że dzięki Uranii, po latach własnych badań, mogę podziwiać osiągnięcia i odkrycia swoich kolegów i dzielić się tym zachwytem z rodakami. Polska astronomia jest wspaniała!
Z wrażenia, okazało się, że znalazłszy się w metropolii, nie umiemy jeździć windą: zobaczyliśmy całą ścianę przycisków na 45 pięter w górę i 5 pięter pod ziemię, i ani śladu … parteru. Mogliśmy się przynajmniej poczuć jak w Hollywoodzie… Szczęśliwe udało się wysiąść na pierwszym piętrze i ze statuetką popularyzatorskiego „Oscara” chyłkiem ruszyliśmy na schody.
Maciej Mikołajewski
fot. Krzysztof Czart